To niesamowite uczucie, kiedy książka tak po prostu "wchodzi" - nie trzeba się zmuszać, gimnastykować, skupiać, potykać o słowa i zdania, samo się łyka, na raz. Linia to moja druga powieść wydawnictwa Pauza, niegruba, malutka, i tak samo jak Zgiń, kochanie pochłonęłam ją w okamgnieniu. Trudno mi też tych dwóch książek do siebie nie porównywać, bo mają wiele cech wspólnych: fragmentaryczna kompozycja, krótkie rozdzialiki, pierwszoosobowa narracja, autorkami są kobiety, a ich bohaterki żyją w klaustrofobicznym, samotnym świecie bez ludzi, którzy mogliby (albo chociaż chcieli) je prawdziwie poznać i zrozumieć. Co jednak najważniejsze - obydwie książki są genialne, niesztampowe, przepięknie napisane, pełne refleksji i wrażliwości. Tak, ta recenzja będzie zachwytem.
Emma żyje pracą, praca napędza fabułę, przenika każdą myśl. Poszukiwanie esencji pracy, jej istoty, staje się celem narracji, o czym mówi nam sama bohaterka: „Przestałam robić kawę w domu. Przestałam jeść w domu. Żywię się pracą” [s. 81]. Ktoś by pomyślał: „Pewnie kolejne dyrdymały o tym, że praca w biurowcu zabija człowieka w człowieku, upodabnia go do robota. Nic nowego, nuda". Skądże! Emma nie jest bohaterką zniewoloną przez zawód, broniącą się przed utratą indywidualności i życiem pełną piersią. To prawdziwie lojalna pracownica, która kocha swoją pracę, a równocześnie nie jest ślepo oddana, widzi w przeszklonych ścianach i rzędach biurek te przykre mechanizmy, które traktują człowieka jak pionka na szachownicy, powoli odbierają mu zapał i pozbywają się go, gdy już nie jest potrzebny. Widzi to pozorowanie, udawanie, nadmuchane idee.
Emma jest przez to bohaterką dziwnie niespójną, zaskakującą, nie dającą się do końca poznać. Wyrachowaną, kiedy mówi o pięciu się po szczeblach kariery, pilnowaniu swojego stołka. Rozfanatyzowaną, gdy na urlopie stwierdza: „nie mogłam spać, tęskniłam za biurem” [s. 168]. Z drugiej zaś strony, choć praca jest (bez przesady) całym jej światem, jedynym celem i sensem, nie może odnaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak jest. Czasem wydaje się całkiem wyprana z emocji, ludzkich smutków, zagubień, niepewności, staje się niepokojąca:
Wszystko da się naprawić odpowiednią dietą i pozytywnymi myślami. Jeśli coś tracę, niebawem to zastąpię czymś innym. Ale nie stracę. Nie tęsknię. Wszystko jest takie samo, bez różnicy. [s. 171]
Dlaczego to mówi? Bo tym zajmuje się na co dzień w pracy - redaguje poradniki mówiące o tym, jak być szczęśliwym, jak być dobrym pracownikiem, jak osiągnąć to czy tamto...:
Jak odnieść sukces w związku. W biznesie. Jak przestać dążyć do tego, by osiągnąć sukces. Jak głęboko oddychać. Pogodzić się z żałobą. Sukcesem. Dlaczego złość nie istnieje lub dlaczego nie jest twoją najlepszą przyjaciółką. Człowiek codziennie uczy się czegoś nowego. [s.34]
Emma powtarza slogany poznane w pracy. Śni o pracy (nawet proroczo). Żywi się pracą. Tęskni za nią. Rozmawia tylko o niej. Tylko czy naprawdę w nią wierzy, jak wyznawca jakiejś religii? Niekoniecznie. Patrząc na wszechobecne szyby ciągle słyszy dźwięk tłuczonego szkła. Widzi linie, granice, które dzielą pracowników, nie pozwalając im na stworzenie prawdziwych, szczerych relacji. Patrzy na obrotowe drzwi, przez które wchodzą tylko wybrańcy, reszcie wstęp wzbroniony, i wie, że te sztuczne systemy burzą coś w ludziach, coś bardzo ludzkiego: „Każdy pracownik ma swoją kartę zbliżeniową. Swój kod. (...) Na zdjęciu człowiek przypomina siebie, ale nie jest sobą” [s. 32]. Emma widzi przemiany, jakie zachodzą w pracownikach - w tym w niej samej. Przyznaje, że boi się tego - nie chce też by inni pracownicy wyciągnęli z niej to, kim jest, pozbawili jej tożsamości: „Czasem boję się ludzi w biurze. Nie tego, że mnie zranią, poniżą, umniejszą. Nie robi to już na mnie wrażenia. Boję się, że mnie zjedzą, połkną w całości” [s. 91]. Cała jednak przykra wiedza o pracy, nawet lęk czy poczucie bezsensu, nie przeszkadza jej być zbzikowaną na punkcie własnego biurka: „To nie tak, że nie wiem. Tylko na co mi prawda?" [s. 145].
Pojawia się również mężczyzna, Billy, w którym Emma wydaje się szczerze zakochana - właściwie to tylko w relacji z nim widać w niej jakąś walkę, emocje, tęsknoty. Nie spodziewajcie się jednak wątku "miłość przezwycięża wszystko, żegnaj, praco, happy end". Nie. Emma patrzy na Billego trochę jak na coś, co odciąga ją od pracy. Myśli o nim, szuka wzrokiem, a potem próbuje zapomnieć, odzwyczaić się od niego. Mało romantyczne. Linia to nie romans.
Elise Karlsson nie tylko tworzy niesamowicie pochłaniającą, nieoczywistą historię, ale też pięknie to robi. Zgrabnie, z wyczuciem, wrażliwością, wspaniałym stylem. To książką, z którą można przysiąść na dłużej, pomyśleć, przekartkować raz jeszcze. Kobieca, mądra, poruszająca, niebanalna - takiej literatury nam trzeba.
Elise Karlsson nie tylko tworzy niesamowicie pochłaniającą, nieoczywistą historię, ale też pięknie to robi. Zgrabnie, z wyczuciem, wrażliwością, wspaniałym stylem. To książką, z którą można przysiąść na dłużej, pomyśleć, przekartkować raz jeszcze. Kobieca, mądra, poruszająca, niebanalna - takiej literatury nam trzeba.
Linia Elise Karlsson, tłum. Dominika Górecka, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz