02 stycznia

Podsumowanie ROKU 2019 - Tokarczuk, Joker, studia, Biblia, Potop, Taizé, Netflix, Kwiat Jabłoni...


Zacznę prosto, bo może tak najlepiej, bez zbędnych wstępów - to był dobry rok! Wyjątkowy, niepowtarzalny, jak to bywa z każdym rokiem. Dla mnie - pełen nowych wrażeń, doświadczeń, a nawet emocji. Bardzo "intymny" rok, czas odkrywania na nowo własnej osobowości, pragnień, modlitwy i relacji. Próba porządkowania doświadczeń. Niestety, także czas tłamszony przez lenistwo, seriale i bezsens, nie obfitujący w literaturę. Ale jednak - rok kulturalny. 

W 2019 roku udało mi się przeczytać dwadzieścia książek, poza tym mnóstwo rzeczy podczytywałam, nie od deski do deski, głównie na studia (Sławiński, Głowiński, teoria literatury, podręczniki, staropolka, wiersze, tekstologia, a nawet krytyka feministyczna...). Czytałam też Biblię - cały Nowy Testament i Stary do Mądrości Syracha, po kilka rozdziałów dziennie. Jest to jedyne postanowienie, które powzięłam na 2019 rok - udało się nie całkiem jak widać, przede mną jeszcze księgi prorockie, ale nigdzie mi się nie spieszy. 

Książek wiele nie przeczytałam, ale trzeba mi oddać, że dzięki temu starannie dobierałam lektury - sięgnęłam po same naprawdę interesujące mnie pozycje. Co nie znaczy, że wszystkie były wyśmienite, trafiły się trzy buble, oto one: 
  • Wojenna burza Victorii Aveyard (czwarty tom Czerwonej Królowej) - jedyna młodzieżówka w tym roku, przeczytana z sentymentu do całej serii. Dla mnie dowód, że wyrosłam z tego typu literatury - irytacja na najwyższym poziomie do ostatniej strony. 
  • Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna (recenzja, KLIK!) - nie podejrzewałam, że powieść uważana przez rzeszę czytelników za arcydzieło może być tak rozczarowująca. Zwyczajne czytadło, nic więcej. W dodatku dość przewidywalne, wręcz do bólu patetyczne i sztuczne.
  • Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa Harukiego Murakamiego - tak jak bezbarwny był Tsukuru, tak samo cała ta książka. Moje pierwsze i ostatnie spotkanie z tak wychwalanym Murakamim. Takie pseudo mądre i filozoficzne, mimozowate paplanie o niczym.
Było też w minionym roku kilka wyjątkowo inspirujących książek! To im poświęcę więcej uwagi, być może kogoś zachęcę do przeczytania...

Ja wiem, wiem, że już pewnie macie dość tego nazwiska i że Tokarczuk jest wszędzie - zajmuje połowę półek w księgarniach i w bibliotekach jest wystawiana, wszyscy o niej mówią, dyskutują, może nawet dostaliście jakąś jej książkę na Święta. Biegunów przeczytałam jeszcze przed ogłoszeniem, że Olga Tokarczuk dostała literacką nagrodę Nobla - nie wiedziałam nawet, że jest nominowana, po prostu od dawna byłam ciekawa. Bieguni bardzo mile zaskoczyli mnie narracją, poszatkowaną fabułą, namysłem. Wyczuwa się, że autorka po prostu potrafi myśleć twórczo, nie zatrzymując się na wyświechtanych tematach, motywach. Ta książka robi wrażenie wstępnego etapu porządkowania myśli - autorka snuje refleksje o podróży i równocześnie zabiera czytelnika w podróż pomiędzy swoje zwoje mózgowe, kończyny w słoikach i ludzkie (choć zmyślone) dramaty. Bardzo ciekawa książka, choć jest to jedna z tych pozycji, których treść szybko mi ucieka, a zostaje tylko wrażenie. Na pewno to nie ostatnie moje spotkanie z Tokarczuk.

Za Ziemiomorze brałam się długo, w końcu wypożyczyłam z biblioteki wyjątkowo ohydnie wyglądający egzemplarz. Na szczęście treść jest cudowna! Powieść Le Guin jest liryczna, spokojna, mglista i pełna wrażliwości, skupienia na wnętrzu człowieka. Niebanalne fantasy o bardzo młodym czarnoksiężniku, który wyrusza w świat. Więcej zdradzać nie będę, ale książeczka jest cieniutka, więc tym bardziej nie zaszkodzi spróbować! Ja po sesji poluję na kolejne części.

W tym roku przeczytałam kilka powieści sci-fi. Była trylogia Cixin Liu (genialna!), Solaris Lema (post już niedługo na blogu) i Ubik, który sprezentowała mi siostra. Powieść jest bardzo specyficzna - autor nie ma w zwyczaju łopatologicznie tłumaczyć czytelnikowi, o co w tym jego świecie chodzi. Kroczek po kroczku sami musimy domyślać się, o co chodzi z telepatami, moratorium, czym jest tajemniczy Ubik, co jest jawą a co fikcją. Koniec końców niełatwo powiedzieć, o co tak naprawdę chodziło - ja lubię takie klimaty. Historia jest barwna, lekka, świeża, ma w sobie coś filmowego i absurdalnego.

Są jeszcze dwie książki, o których warto wspomnieć, a o których pisałam już na blogu. Słońce życia fińskiego autora (recenzja, KLIK!) i Lolita Nabokova (KLIK!). Pierwsza jest naprawdę niezwykła - delikatna, wrażeniowa, niezrozumiała, urokliwa, ale i mocna - nigdy nie czytałam nic podobnego i gorąco polecam, powieść jest niegruba (sto kilka stron), autor był noblistą z 1934. Lolita to klasyk - dla wielu (zwłaszcza dawniej) skandaliczna, dla mnie dowód, że literaturze nie są koniecznie potrzebne wymyślne opisy seksu, bo najwięcej mocy tkwi w przemilczeniu. Powieść Nabokova nie jest w żadnym wypadku niestosowna - ale ryje mózg, kiedy wchodzi się w chorą psychikę. Momentami nudnawa.
Moim wielkim sukcesem w 2019 było też przeczytanie Potopu. Wymęczyłam.

Czas przejść do FILMÓW i SERIALI! Na tym obszarze byłam zdecydowanie bardziej aktywna, co tylko udowadnia mi, jak rozleniwiłam swój mózg... W 2019 byłam kilkukrotnie w kinie, widziałam sporo ciekawych filmów. Od października mam Netfliksa, z którego zbyt intensywnie korzystam - obejrzałam już sporo raczej kiepskich filmów ich produkcji i trochę niezłych seriali. Zatrzymam się przy co ciekawszych (a także szumnych) pozycjach.

Faworyta - film gęsty, dziwaczny, patologiczny, ale też komiczny, groteskowy, nie da się oderwać wzroku. Zrobił na mnie spore wrażenie, raczej pozytywne.
Joker - nasłuchałam się pozytywnych opinii, a już po pół godziny seansu... byłam zniesmaczona i znudzona. Za ciężkie to. Dwie godziny smętu i patologii. Po czym ludzie mówią: "film psychologiczny". Guzik, a nie psychologiczny! Na bohatera zrzucają wszystkie najbardziej dramatyczne i marginalne problemy tego świata, a ktoś mówi, jakie to prawdziwe?! Nie dość, że rzadka choroba psychiczna, nie ma ojca, matka też chora psychicznie, ludzie go biją i się znęcają, miasto szare, zero nadziei... I nie ma chwili na oddechu, bardzo nieprzyjemny, niepotrzebny film, w którym ktoś próbował chyba wybielić, wytłumaczyć złego bohatera (po co?), ale mu nie wyszło. Nie polecam. Choć oczywiście doceniam stronę techniczną filmu i rolę Phoeniksa. Ale nie rozumiem ochów i achów, wstrętny film, naprawdę.
Historia Marii - piękny, francuski film o dobrych ludziach, dobrej woli, relacjach... Taki wrażliwy, pogodny film przywracający wiarę w ludzkość - do tego poruszający. Opowiada historię głuchej i niewidomej dziewczynki, którą siostra zakonna postanawia nauczyć porozumiewać się ze światem (Maria jest trochę dzikuską). Nie jest ani łzawy, ani pełen patosu, ani przesłodzony. Taki film nazwałabym prawdziwym, nie ten o Jokerze. Jest cierpienie, ale w codzienności, współistnieje razem z ciepłem, wrażliwością i pięknem. Bardzo polecam!
Żona - cud, miód, malina. Mąż dostaje Nobla, jedzie odebrać nagrodę z żoną i to właśnie na ich relacji zbudowany jest ten film. Naprawdę świetna robota. Film nieoczywisty. Ani nie słodkawa, ani dramatyczna miłość młodych - ale ciekawa historia relacji długoletniego małżeństwa.
Pewnego razu... w Hollywood - trudno uwierzyć, ale to mój pierwszy (i na razie jedyny) film Quentina Tarantino jaki widziałam. Poszłam do kina ze względu na DiCaprio (nie wstydzę się mojej miłości do niego!). Naprawdę mnie urzekło. Oryginalność, klimat, spokojna fabuła, a potem... Czy da się bez spojlerów opisać moją reakcję na... Ta scena była tak genialna! Płakałam ze śmiechu i wstydziłam się tego! GENIUSZ. Potem poczytałam, na jakim wydarzeniu oparta była fabuła, i było mi już mniej do śmiechu, ale to nie zmienia faktu, że jak dla mnie film jest rewelacyjny. Ta scena, ten basen... Kurczę, niezapomniane.


Wiedźmin - przechodzimy do seriali. Wiedźmin jeszcze załapał się do 2019, obejrzałam te osiem odcinków jednym tchem z siostrą i jestem naprawdę pod wrażeniem. Czytałam tylko kiedyś Krew elfów, polskiej ekranizacji nie widziałam, w gry nie gram, więc mój odbiór serialu Netfliksa był bardziej... obiektywny niż tych wszystkich oburzonych ludzi, którym przeszkadzały czarne elfy, zbyt przystojny aktor albo inne bzdety. Nie po to jest adaptacja książki, aby ślepo wszystko przekopiować i spełnić wymagania czytelników. Świetne sceny walki, przyjemna fabuła, dobry, taki ciemnawy klimat. Podobało mi się rozwiązanie z trzema równoległymi wątkami dziejącymi się w różnym czasie - można się było bez problemu połapać, a zawsze to fajne urozmaicenie. Jak dla mnie kawał świetnej roboty.
Stranger Things 3 - jestem fanką tego serialu. Wszystko jest w nim genialne! Z każdym kolejnym sezonem zaskakuje rozmachem i całkiem nową historią.
Jak poznałem waszą matkę - podobny do Przyjaciół, mnóstwo odcinków, mnóstwo godzin, dobra rozrywka, ciekawy pomysł. Ogląda się też po to, aby dowiedzieć się, kto jest w końcu tą matką! Tylko zakończenie do kitu, ale ogólnie dużo humory i genialny Barney.


Z różnych wydarzeń w tym roku na pewno zapamiętam dwa:
  • Koncert Kwiatu Jabłoni w Częstochowie, gdzie wybrałyśmy się ze znajomymi. Kasia i Janek robią wrażenie naprawdę niezwykle sympatycznych ludzi, super było ich posłuchać na żywo po miesiącach obsesyjnego słuchania wszystkich ich piosenek! Grali w rozszerzonym składzie, więc poza mandoliną i pianinem były też skrzypce, perkusja i kontrabas. Było cudownie.
  • Europejskie Spotkanie Młodych Taizé we Wrocławiu. Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś o Taizé, ale jest to ekumeniczna wspólnota, która co roku organizuje sylwestra w innym mieście Europy. Tym razem padło na Polskę i aż grzech było nie skorzystać. Kilka dni niezwykłej gościnności we wrocławskiej rodzinie (właściwie w Mirkowie pod Wrocławiem), kontakt z ludźmi z różnych zakątków naszego kontynentu (i świata, w mojej grupie był choćby chłopak z Nigerii), kaleczenia angielskiego, zapchane do granic możliwości autobusy i tramwaje, śpiewanie kanonów w różnych językach, spotkanie z bp Rysiem, czekanie w długaśnych kolejkach po jedzonko... Było warto! Za rok spotkanie jest w Turynie, kto wie, może jeszcze pojadę. 
To na tyle w moim podsumowaniu minionego roku. Na 2020 nie mam żadnych postanowień! Jedynie nadzieję na inspirujące książki, dobre filmy i mniej seriali. Życzę Wam dużo dobra w nowym roku! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger