Wiktor posiada pingwina Miszę (prawdopodobnie gatunek królewski), który mieszka u niego w domu i je mrożone ryby oraz talent do pisania bardzo krótkich opowiadań, który jednak nie za bardzo mu się przydaje. Poza tym - jest w średnim wieku, rzuciła go kobieta i nie ma przyjaciół. W końcu dostaje nietypową ofertę pracy. Jego zadaniem będzie pisanie nekrologów znanych osób, które jeszcze nie zmarły, nazywa tę nową "formę literacką" krzyżykami. W jego życiu pojawiają się nowi ludzie, ale także niezrozumienie pogmatwanej sytuacji, w której się znalazł. Znikają ludzie. Musi opiekować się czyimś dzieckiem. No, i swoim depresyjnym pingwinem.
"Życie to droga, i jeśli iść „po stycznej” okaże się dłuższa. A długa droga oznacza długie życie. Akurat to ten przypadek, kiedy proces jest ważniejszy od rezultatu; końcowy rezultat życia zawsze jest przecież taki sam — śmierć."
Gdy powieść wymyka się schematom i odkrywa przed nami coś innego, trudniej napisać na jej temat składną, ułożoną, przykładną recenzję, ponieważ rozdrabnianie się nad poszczególnymi kryteriami, takimi jak bohaterowie, prędkość akcji, nastrój, język autora, tracą sens. Dlatego, że podczas lektury nie zwraca się na nie uwagi. Liczy się tylko to oniemienie, kiedy przewrócimy ostatnią kartkę, pełne uznania kiwanie głową, uśmiech, próba zrozumienia, co też temu autorowi w głowie siedzi, dlaczego tak dobrze się to czyta i co ja mam o tym myśleć. Kryptonim "Pingwin" wymyka się próbom przyporządkowania do konkretnego gatunku czy stylu. Czy to kryminał? Trochę tak. Powieść obyczajowa? Może też. Poza tym pełna czarnego humoru powiastka o tym, jak dziwny jest ten świat.
Równocześnie rozczula i wprawia w zdziwienie. Gdy tylko do pokoju wchodzi smutny Misza i przytula się brzuchem do nóg swojego pana, z gardła sam chce wydobyć się przeciągły, udźwiękowiony zachwyt. Gdy umierają bohaterowie "krzyżyków", człowiek myśli sobie, że coś tu nie gra. A gdy w dodatku Wiktor reaguje na wszystkie te przypadki losu perfekcyjną, spokojną biernością, to już idzie mózg zgubić. Dziwni ludzie się mnożą wokół naszego głównego bohatera, a on się tylko na to wszystko godzi, popija solidnie wódką, chodzi na spacery z pingwinem i marzy o domku na wsi. Jest bezbarwny do szpiku kości. Przygnębiający i uroczy duet, Misza i Wiktor.
"Miałem przyjaciele, rzeźnika. Zawsze mawiał: "Wypijmy za to, żeby nie było nam gorzej. Lepiej już było"."
Ta książka jest cudownie powolna. I, jakby nie patrzeć, nic bombowego tu miejsca nie ma (no, może pod koniec). Żadnych heroicznych wyczynów, wzniosłych romansów, uduchowionych monologów. Tylko dająca pozór szarości rzeczywistość. Dzieją się rzeczy intrygujące, ale się chowają, nie błyszczą i nie biją po oczach, nie skupiają na sobie uwagi. Po prostu sobie są. Zamiast tego na pierwszy plan wychodzą hektolitry alkoholu, sympatyczne wieczorne pogawędki, przezroczysty człowiek, który tylko podejrzewa, jak wiele w jego życiu się zmienia i w jaką kabałę się wmieszał. Ciepła i chłodna równocześnie jest ta historia. Przygnębiająca i wesoła. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Swojska i dziwaczna, zszarzała i oryginalna, porywająca i spokojna.
Odkąd w tym roku zaczęłam swoją przygodę z literaturą różnych zakątków świata, spotykają mnie same pozytywne zaskoczenia - ukraińska powieść Kurkowa z całą pewnością do nich należy. Nie jest to książka podobna do amerykańskich bestselerów, do których pewnie w większości przywykliśmy. Nie jest może tak przebojowa, grająca na emocjach, ale jest naturalna, ciekawa i warta przeczytania. Na mnie czeka już druga część, Prawo ślimaka - trzeba dowiedzieć się, co tam u Miszy, Wiktora i Sonii.
Dzisiaj krótko, ale z pasją, pisała dla Państwa - Bebe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz